PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=34959}

Ale jazda!

Interstate 60: Episodes of the Road
7,4 16 004
oceny
7,4 10 1 16004
6,7 3
oceny krytyków
Ale jazda
powrót do forum filmu Ale jazda!

Interstate to hell 

ocenił(a) film na 6

Główne przesłanie filmu, czyli - podpisz układ (nie ważne na czym polegający) z diabłem a będziesz żyć długo i szczęśliwie - nie jest samo w sobie niczym nowym. Swoistą nowością było jednak nałożenie na to pewnych cech "pozytywnych", które skutecznie maskują tę treść. Na tym właśnie polega relatywizm - gdy nikt tak do końca nie wie, co jest dobre, a co złe.

Oczywiście, wydaje się, że główny bohater nie ma z tym rozróżnieniem problemu. Proszę zwrócić uwagę, że Neal Oliver wspaniałomyślnie odrzuca pokusę seksu bez miłości (epizod z "pięknym widokiem" na dordze), pokusę narkotyków i szczęśliwego życia w świecie bez wartości, dzielnie broni swojego honoru i zostawia dopiero co spotkaną kobietę swojego życia w celu realizacji podpisanego kontraktu. A na samym końcu zdobywa się nawet na odwagę by odrzucić łatwą ścieżkę kariery, przygotowaną mu ojcem, i pójść zgodnie ze swoim powołaniem. W zamian dostaje uznanie i pieniądze, odnajduje piękną miłość i (zapewne) żyje długo i szczęśliwie. Kto z ludzi przynajmniej raz w życiu nie chciałby znaleźć właśnie takiej ścieżki realizacji "siebie samego"?

Brawo, jednak klaskać nie zamierzam z jednego powodu - wciąż to wszystko jest tylko bajką o realizacji egoistycznych celów, która opiera się na mistycznej pomocy dziwnych sił. I zachwyt drogą nr 60 (aluzja do drogi życiowej?), który po kolei postulują zarówno Pan Grant jak i Neal Oliver już sam w sobie powinien budzić podejrzenie o fałszu w tym wszystkim umiejętnie schowanym. Bo prawda jest jednak w tym, że rzeczywistość wymaga od człowieka dużo większej odwagi i nastawienia nie tylko na spełnienie swoich egocentrycznych wyobrażeń o życiu, a przejście przez życiową drogę nie powinno jednak być wspierane zawarciem jakichkolwiek kontraktów z pozornie przyjaznymi człowiekowi mocami z piekła (no bo przecież nie z nieba) rodem.

ocenił(a) film na 9
pomodus

Ale zastanów się czy te nadprzyrodzone siły aż tak ingerowały w jego życie i decyzje. Postawił kasę na zakład i stracił wszystko. Jego wybór, jego strata. Podwiózł babkę do miasta euforii, mógł zarobić 300$. Wszystko zamyka się w sferze decyzji.
Co do realizacji egoistycznych celów - czy nie o to w pewnym sensie chodzi w życiu? Jakaś szkoła filozoficzna głosiła, że altruizm nie istnieje i wszystko co robimy dla innych tak naprawdę robimy dla siebie, żeby się poczuć lepiej. W tym filmie 'pakt' był jedynie zapalnikiem do myślenia, i w myśleniu tym - wyjście poza schemat.
Po mojemu film zawiera w sobie masę alegorii, których interpretacja zależy od interpretującego, i każda będzie dobra.
Jedno tylko pytanie - naprawdę uważasz duet Oldman / Lloyd za diabelski? Ok, podpisał kontrakt krwią, ale tak jak powiedział Lloyd, coś co podpisujemy swoim imieniem i nazwiskiem powinniśmy być w stanie również przypieczętować krwią. W przeciwnym razie nawet podpis jest g* warty.
PS. Chciałbyś być 2432. kochankiem jakiejś przypadkowo spotkanej (zarąbistej, swoją drogą) laski? :)

ocenił(a) film na 8
pomodus

Po pierwsze skąd pomysł, że Neal zawarł pakt z diabłem? Tak, Ray mówi "Jestem diabłem", lecz zaraz dodaje: "Żartowałem". Zresztą dziwny byłby to diabeł, który chce uchronić człowieka przed popełnieniem ojcobójstwa, a ostatecznie efektownego samobójstwa (w stylu "Vanishing Point" Richarda Sarafiana). To nie diabeł, jakiego znamy z Biblii i ksiąg teologicznych; to nawet nie diabeł z "Fausta" Goethego. Jeśli już, byłby bliżej "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa, i też nie do końca. Równie dobrze Ray mógłby być Bogiem i taka interpretacja też daje się obronić. Weźmy choćby scenę w biurowcu, która może przywodzić na myśl podobną scenę z filmu "Bruce wszechmogący" Toma Shadyaca (Bóg przyjmował Bruce'a w biurze, identycznie jak Ray Neala).
Druga sprawa: czy realizacja własnego potencjału jest celem egoistycznym? Nie byłbym tego pewien. Pomijając przypowieść (biblijną, a jakże!) o talentach, człowiek najlepiej może przysłużyć się innym ludziom robiąc to, co najlepiej potrafi robić. Np. Baczyński i Gajcy prawdopodobnie lepiej przysłużyliby się Polsce pisząc kolejne utwory literackie niż ginąc w przegranym powstaniu. Podobnie ks. Stefan Wyszyński - w czasie wojny kapelan AK, później prymas - przypuszczalnie lepsze usługi oddał realizując swe powołanie kapłańskie, niż gdyby próbował na siłę być żołnierzem. Ale dość dygresji. Rzecz po prostu w tym, że realizacja własnego powołania jest po prostu najlepszym, co człowiek może zrobić zarówno dla siebie, jak dla innych. Nie zawsze też bywa najłatwiejszą i najwygodniejszą z dróg.
I właśnie w tym tylko rzecz. Jeśli coś miałbym filmowi Boba Gale'a zarzucać, to zbyt jednoznaczną pointę. Nagroda, jaką ostatecznie otrzymuje Neal, jest tak dosłownie pokazana, że zakończenie filmu zalatuje mi lekko tzw. "smrodkiem pedagogicznym". Zdaję sobie sprawę, że Amerykanie uwielbiają ten zapach, ale ja - European Son ;-) - wolałbym jednak bardziej otwarte zakończenie: wielokropek, znak zapytania... Niechby Neal powiedział ojcu "nie" i wyszedł z jego gabinetu; niechby kamera pokazała go odchodzącego korytarzem, ewentualnie ulicą... I tyle! Bez wskazywania palcem "słusznego kierunku".
Pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones